Ksiądz Krzysztof Grzywocz

publikacje tekstowe

Czy zakochani będą zbawieni?

jest wybrane W to jest value w: Artykuł
  • Wydawnictwo: „Pastores”
  • Rok: 6(2003) nr 21, s. 62-70.
Ks. Krzysztof w artykule z „Pastores” porusza delikatną kwestię zakochania, zwłaszcza tego, które zaskakuje, onieśmiela, wydaje się zbędne i niepokoi osobę, będącą w takim stanie i powołaniu, jakie aktualnie lub nigdy nie pozwala na spełnienie. Swoim humorystycznym – ale nie lekceważącym – podejściem do uczucia, które spada nieproszone, Autor próbuje zmniejszyć napięcie człowieka dotkniętego zakochaniem, proponuje przyjąć ten stan jako prawdziwy dar i nadać mu sens, nazwać głody, które samo niespełnienie odkrywa. Ks. Krzysztof zachęca, by przyjąć obudzoną wrażliwość na drugiego i dokonać wyboru, który otworzy na jeszcze większą miłość do siebie, do Boga i do otaczających w najbliższym otoczeniu osób.

Czy zakochani będą zbawieni?

W pytaniu sformułowanym w tytule trudno nie usłyszeć humorystycznego brzmienia, które nie jest lekceważeniem opisywanej rzeczywistości, lecz próbą spokojnego dystansu pozwalającego lepiej zobaczyć i zrozumieć. Brak zdrowego humoru zniekształca spojrzenie na rzeczywistość albo naiwnym optymizmem, albo beznadziejnym tragizmem. Jak u Szekspira komedia i dramat przeplatają się i wzajemnie potrzebują, tak w posłudze św. Walentego – kapłana i męczennika – „walentynkowa” komedia potrzebuje przeczucia dramatu, aby komedia nie przemieniła się w infantylną zabawę, a dramat w tragedię.

 

Sens zakochania

Pomiędzy doświadczeniem sensu i rozwojem człowieka istnieje nierozerwalny związek. Tylko to, co ma sens, może zagwarantować poprawny rozwój. Sens nie jest tworem człowieka, który może go jedynie odkryć i uwierzyć w jego istnienie. Nie można sensownie udowodnić istnienia sensu. Można go doświadczyć i poprzez wiarę pozwolić, aby on usensownił moje życie.

Przekonanie o sensie zakochania nie jest wynikiem jedynie intelektualnych spekulacji. Jest nade wszystko owocem doświadczenia, w którym tak wielu zostało naznaczonych jego istnieniem – jak błogosławieństwem na drodze swojego rozwoju.

Zakochanie to pierwsze dotknięcie miłości. Przychodzi ona często niespodziewanie, jak Chrystus do uczniów idących do Emaus. Jej dotknięcie otwiera zamknięte „ja” na obecność „drugiego”. Zakochanie daje „drugiemu” prawo do realności. Nie jest on już tylko tworem filozoficznych rozważań ani romantyczną postacią z powieści, lecz kimś, do kogo można podejść, z kim można porozmawiać, kogo można dotknąć, pokochać. Rodzi się tęsknota, która – jak pomost – łączy moje „ja” z realnością „ty”. Drugi jawi się jako ten, którego brak boli, bez którego ostatecznie nie można żyć. Zakochanie wyrywa z koszmaru izolacji, skrzyżowane spojrzenia zwiastują obecność miłości, która zstępuje do piekieł nie po to, aby tam pozostać. Zakochanie jest jak pukanie miłości, jak czułe zaproszenie do dalekiej wędrówki, podczas której tak wiele trzeba się będzie uczyć.

Miłość zdecydowała się zapukać po to, aby człowiek mógł się zdecydować. Zakochanie jest propozycją miłości, daną w całkowitej wolności. Prawdziwa miłość jest wolna i obdarowuje wolnością. Poprzez zakochanie człowiek staje przed wyborem: pokocham tego, kto się pojawił, albo odejdę i pozwolę odejść.

Temu, kto utożsamia zakochanie z miłosną więzią, kto podejrzanie szybko zwalnia się z tego wyboru, grozi uwięzienie jawiącego się „ty” w swoim „ja”. Drugi staje się wtedy częścią mojego poglądu: „Kocham siebie, więc potrzebuję ciebie”. Zapewnienie o miłości niespostrzeżenie szybko przemienia się w nową formę egoizmu, w którym drugi istnieje po to, aby spełniał moje oczekiwania. W zakochaniu ukryte jest pytanie: czy umiesz kochać, czy chcesz kochać i kogo pokochasz? Anna Kamieńska, wspominając swoje małżeństwo, mówiła: „Kiedy przestałam być zakochana w swoim mężu, zaczęłam go kochać”. Zakochanie jest pomostem pomiędzy egoizmem a miłością.

 

Białe i czarne dziury

Zakochanie, otwierając, odsłania wnętrze człowieka. Ukazują się jego talenty: zdolność do poświęcenia, znoszenia trudów, opiekuńczość. Ku zdziwieniu najbliższych zakochany nieraz okazuje się nieoczekiwanie człowiekiem niezwykle pomysłowym, twórczym, zaradnym. Ujawniają się dotychczas nieznane cechy jego osobowości: delikatność, czułość. Te „białe dziury” są jak przestrzeń, do której można zaprosić osobę, którą się pokocha. Zakochanie pokazuje potencjał rozwojowy człowieka – jest jak światło, w którym można zobaczyć to wszystko, co pomaga kochać. Pokazuje potrzeby przyjęcia i obdarowania.

Zakochanie odsłania także „czarne dziury”. Ich obecność utrudnia budowanie miłosnych więzi. Wyraźniej zauważyć można wtedy na przykład trudność ze szczerym i głębszym dialogiem, lęk przed bliskością, intymnością, nieumiejętność odmowy i wyrażania „kłopotliwych” uczuć (agresja, lęk, zazdrość, wstyd). Ujawniają się nierealne mity dotyczące miłości: „Muszę kontrolować partnera, aby go nie stracić”, „Nie ma miejsca dla konfliktu w naszej relacji”, „Kochać to znaczy nie stawiać granic”, „Kto kocha, nigdy nie odmawia”, „Jeżeli mnie kochasz, to nie potrzebujesz innych znajomych czy przyjaciół” itp. Ujawniają się nieraz głębokie, starannie ukrywane pokłady egoizmu.

Specyficzną „czarną dziurą” są ukryte w człowieku stare głody. Brak wystarczająco bliskiej, intymnej więzi z rodzicami, zbyt długie rozłąki w okresie dzieciństwa, zbyt mało zainteresowania, akceptacji – wszystko to może pozostawić w strukturze człowieka wewnętrzny głód, który nie rozpływa się w miarę upływających lat. Chociaż często pozostaje poza granicą świadomości, jego obecność nie jest bez znaczenia – nierzadko staje się on cichym reżyserem życia. Trudno nieraz zauważyć jego obecność za podejrzanie bezinteresowną „gorliwością” duszpasterską. Zakochanie jest w stanie przebić osłonę ochraniającą ten głód. Jego moc, uwolniona z wewnętrznego zamknięcia, może się zlać z normalnym, spokojnym pragnieniem drugiego, charakterystycznym dla zakochanych. To zlanie charakteryzuje się nieraz dużą siłą – tak dużą, że może odebrać wolność. Sprawa się znacznie komplikuje, gdy ktoś nie przeczuwa istnienia starego głodu i nadzieję zaspokojenia widzi jedynie w osobie, w której jest zakochany. Stary głód jest jak filiżanka bez dna – trzeba się nauczyć z nim żyć, a wypełniać „filiżanki” aktualnych potrzeb, które mogą być wypełnione.

Historia tego głodu nie musi sięgać dzieciństwa. Może on być skutkiem aktualnej izolacji, braku głębszych więzi, osamotnienia. Miłość jest jak chleb. Nie można jej zbyt długo przechowywać, tak jak przechowuje się stare fotografie przypominające o szczęśliwej przeszłości. Każdego dnia, na nowo, trzeba wyciągać po nią rękę. Zakochania ludzi osamotnionych, tych, którzy charytatywnym aktywizmem zastąpili dar wzajemnej miłości, są znoszone niezwykle ciężko, aż po neurotyczny lęk, po dramatyczną walkę – jakby o życie. Być może samobójcza śmierć zakochanej studentki po odejściu znajomego świadczy o niepojętym głodzie, którego historia rozegrała się albo rozgrywa zupełnie gdzie indziej. Zakochanie pojawia się często jak anioł, który odsłania niebezpieczny głód.

 

Zakochanie „niespełnione”

Zakochanie świadczy o normalności człowieka i zdarza się w życiu przynajmniej kilka razy. Pewna psychoterapeutka opowiadała, że w swojej pracy często pyta o doświadczenie zakochania i sposób jego przeżywania. Świadczy ono bowiem o zdrowiu człowieka, a odsłaniając „czarne dziury”, pokazuje sprawy, które muszą być przepracowane. Wiele można się dowiedzieć o człowieku, analizując jego zakochania, sposoby ich przeżywania, a także osoby, w których się zakochał.

Pierwszą reakcją na zakochanie powinna być postawa wdzięczności. Tylko to, co przyjęte jest z wdzięcznością, może poprawnie się rozwijać. Lęk przed zakochaniem, jego moralna ocena, niespokojne ukrywanie, poczucie winy uniemożliwiają jego dobre przeżycie i hamują rozwój człowieka. Zakochanie nie podlega ocenie moralnej! Jest ono niejako ontologicznie zawsze dobre. Takiej ocenie podlega jedynie to, co z tym doświadczeniem zrobimy. Zakochanie jest zaproszeniem do miłości – można ją wybrać albo nie, można przyjąć albo zlekceważyć i skrzywdzić.

Dużą trudnością w dobrym przeżyciu zakochania jest fałszywe przekonanie, że jedynie wyłączny związek z osobą, w której jesteśmy zakochani, decyduje o jego spełnieniu. Problem spełnionego albo niespełnionego zakochania nie rozgrywa się jednak na tej płaszczyźnie. Istnieją dwie formy spełnionego zakochania: w wyłącznym związku albo bez niego. Nie zawsze istnieje przecież możliwość stworzenia takiego związku. Nie oznacza to jednak, że zakochanie nie ma wtedy sensu i skazane jest z góry na niespełnienie. Można stworzyć wyłączny związek i pozostać niespełnionym. O spełnieniu decyduje wybór i wytrwanie w miłości. Gdzie jest napisane, że ta decyzja ma dotyczyć tylko i wyłącznie osoby, w której jestem zakochany? Ta osoba jest realnym symbolem, bramą, która nie zatrzymuje na sobie. To, co chciałbym dać tej osobie i od niej otrzymać, daję innym. Jeżeli chciałbym dać dar rozmowy, zainteresowania, delikatności, czułości, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby dać to innym i pozwolić, aby i oni mnie tym samym obdarowali. Zakochanie może otworzyć na miłość, która nigdy nie zawęża się do jednej osoby.

Zakochanie w osobie, z którą nie można pozostać w wyłącznym związku, wiąże się ze szczególnym bólem. Nie jest łatwo wyszeptać: „Kocham ciebie, więc pozwalam ci odejść”. Należy wtedy szczególną troską i szacunkiem otoczyć ten ból, swoje łzy i tęsknotę. Nie można od tego uciekać. Cierpienie to może uszlachetnić i wydobyć z człowieka duchową siłę. Dobrze przeżyte może sprawić, że takie zakochanie będzie ostatecznie głęboko spełnione. Cierpienie wydobywa wtedy siłę miłości, a zakochanie ukazuje swój sens: a) Jest sprawdzianem i wzmocnieniem wybranej już miłości. Młoda żona mówi: „Zakochałam się we współpracowniku w szkole, ale wybieram mojego męża i daję mu to, co chciałabym dać tamtemu”; b) Ukazuje zaniedbane („wygłodzone”) potrzeby w wybranym już związku. Jest okazją do odnowienia na przykład małżeńskiej więzi; c) Uczy znoszenia cierpienia (ja mam moje cierpienie, a nie ono ma mnie); d) Twórczo przeżyte cierpienie czyni bardziej wrażliwym, czułym, wycisza wewnętrznie, człowiek staje się bardziej obecny „tu i teraz”, rodzi się pragnienie uproszczenia życia, spojrzenie wyostrza się – koncentruje się bardziej na istocie życia. Pewien mąż i ojciec rodziny zauważył: „Kiedy dobrze przeżyłem swoje «niespełnione» zakochanie, zobaczyłem jak piękny jest spacer z moją córką”; e) Człowiek staje się bardziej „poetycki”: rodzą się prostsze słowa, tęsknota za pięknem, celebracja szczegółów, drobnych gestów, pojawia się niechęć do ironii, cynizmu. Wyraźniej słychać śpiew ptaka, czuć ciepło południowego wiatru, głos ludzkiego serca.

Takiego zakochania – w osobie, z którą nie można stworzyć wyłącznego związku (np. zakochanie męża w innej kobiecie) – można nie spełnić, a tym samym okaleczyć siebie oraz drugiego człowieka i unieszczęśliwić poprzez stworzenie niemoralnego związku (zdradę) albo ucieczkę od bólu, stłumienie, niewykorzystanie jego potencjału rozwojowego. Ponadto jest również naiwną i niebezpieczną iluzją sądzić, że zakochanie, które może zakończyć się wyłącznym związkiem, wprowadza w krainę wolną od cierpienia i bólu.

 

Przekochani i zakochani duchowni

Doświadczenie zakochania nie omija osób duchownych. Różnorodność pomysłów, jakie otaczają to doświadczenie, może zadziwić i poruszyć nawet najbardziej obojętnego obserwatora. Pewien zakochany kleryk dowiedział się od swojego duchowego „mistrza”: „Gdybyś kochał Pana Jezusa, nie zakochałbyś się w kobiecie”. Postulantkę w jednym z klasztorów uznano za niezdolną do życia zakonnego i wydalono, gdy opowiedziała o swoim zakochaniu. Szczególnie w przypadku osób duchownych spokojna i ufna akceptacja tego stanu wymaga nieraz długiej pracy.

To wszystko, co zostało napisane wyżej odnośnie do „niespełnionego” zakochania, dotyczy także duchownych. Zakochanie jest szczególną łaską w życiu tych osób. Otwiera na drugiego człowieka i nie pozwala skoncentrować się tylko na jednej osobie. Kapłan, który dobrze przeżył to doświadczenie, staje się bardziej delikatny, czuły, pozbywa się maski zimnego urzędnika, za którą chowa infantylne wnętrze. Nie powie nigdy kobiecie w kancelarii parafialnej: „Czego wchodzi! Nie widzi, że już zamknięte?”. Ma pragnienie budowania więzi z najbliższymi (np. z księżmi na plebanii), nie ma ochoty „gonić za tym, co wielkie albo co przerasta jego siły” (por. Ps 131,1).

Zakochanie upokarza duchownych – nigdy nie poniża. W jego świetle zobaczyć można prawdę o sobie. Za otoczką „twardego faceta”, który nie potrzebuje nikogo w życiu, aby sobie poradzić, odsłania się istota spragniona miłości. Odsłania się głód, który może powalić z nóg, zachwiać pierwotną decyzją – głód, który tak naprawdę od dawna kierował losami duszpasterskiej aktywności. Okazuje się nagle, że ten człowiek tak bardzo potrzebuje ciepła, akceptacji, życzliwości, pochwały, intymności, więzi. Osoba, w której się zakochał, odsłoniła tylko ten głód. Musi rozpocząć się teraz długi i pokorny proces uczenia się przyjmowania i dawania miłości w relacji do bliskich, przyjaciół, osób powierzonych duszpasterskiej trosce.

Bywa, że osoby duchowne nie są kochane, lecz przekochane. Z różnych powodów boją się miłości, bliskości, intymności, więzi. Miłość, jaką byli kochani, często była niewystarczająca lub wręcz patologicznie zniekształcona. Świadomie albo nieświadomie boją się miłosnych więzi i izolują się od nich. Różnica pomiędzy kochaniem a przekochaniem jest taka, jak pomiędzy kwitnięciem a przekwitnięciem. Przekochany model miłości może się ukryć na przykład za syndromem aktora. Polega on na swoistej izolacji od ludzi. Taki ksiądz występuje przed ludźmi, głosi kazania, patrzą na niego setki oczu. W rzeczywistości pozostaje dystans – jak między sceną a widownią – który uniemożliwia wystarczające nakarmienie. Gdy kończy się liturgiczny spektakl, ksiądz znika za kulisy, w świat swojego osamotnienia. Jest przekochany w oczach życzliwych słuchaczy, lecz w głębi pozostaje niebezpiecznie wygłodzony – usycha jak przekwitnięty kwiat. Samo patrzenie na jedzenie nie nasyci. Gdy ktoś poznaje takiego księdza bliżej, stwierdza, że jest albo zbyt uwodzący, albo zbyt odpychający.

Innym sposobem ukrycia tego modelu miłości jest zamiana miłości wzajemnej (zob. 1 J 4,7) na miłość charytatywną. Osoba duchowna robi „wszystko” dla innych, biegnie od jednej akcji charytatywnej do drugiej, opowiada, jak bardzo konieczna jest miłość, której sama nie przyjmuje. Wtedy Bóg lituje się i zsyła anioła zakochania, aby upokorzyć taką pychę. Zdarza się, że mur obronny jest tak gruby, że nawet anioł zakochania się nie przebije. Może to świadczyć o głębszej patologii ukrytej za pobożnym i gorliwym życiem. Duchowny chwali się, że nigdy się nie zakochał, a parafianie się żalą, że muszą z nim być. Zakochanie jest znakiem życia – jest jak kwietniowy zielony pączek zwiastujący nadzieję.

Osoba zakochana powinna być skonfrontowana z pytaniem: „Co mówi do ciebie to zakochanie, co odsłania, jakie pragnienia i potrzeby są ci bliskie?” oraz: „Jakie są teraz twoje oczekiwania, co zrobisz z tym doświadczeniem?”. Oddzielenie pragnienia od oczekiwania na zaspokojenie pragnienia jest podstawowe w twórczym i integrującym przeżyciu zakochania: „Pragnę osobie, w której się zakochałem, okazać czułość, zainteresowanie, ofiarować czas, zbudować trwały związek, wyrazić to znakami erotycznymi itp.”; „Nie oczekuję jednak, że wszystkie te pragnienia w relacji do tej konkretnej osoby będą wypełnione, nie oczekuję wyłącznego związku, nie oczekuję seksualnego kontaktu itp.”; „Oczekuję wypełnienia wielu tych potrzeb w relacji do innych osób, z którymi jestem związany, oczekuję powolnego wyjścia do ludzi z mojej ukrytej izolacji”.

Jasne oddzielenie pragnień od oczekiwań daje wewnętrzny spokój i specyficzny, uzdrawiający nastrój. Dojrzałość duchownych polega między innymi na tym, że potrafią odejść od osoby, w której się zakochali. Odejść nie w stronę cierpiętniczej izolacji, lecz w kierunku innych osób. Wtedy Bóg „zbiera ich łzy w bukłaku” (por. Ps 56,9) i przemienia w drogocenne kamienie, które ubogacą istniejące już i rodzące się więzi. Dojrzałość osób duchownych jest także owocem dojrzale przeżytego zakochania. Towarzyszenie doświadczonego kierownika duchowego jest w tym przypadku niezwykle cenną pomocą. O zakochaniu należy roztropnie mówić ludziom i Bogu. Tylko to, co włączone jest w dialog, w modlitwę, rozwija się poprawnie i pozwala się zrozumieć. Klarowne myśli rodzą się w jasnych dialogach.

Zakochanie się osoby duchownej nie jest sprzeczne z miłością do Chrystusa. Nie jest prawdą stwierdzenie, że gdy ktoś naprawdę kocha Chrystusa, nie zakocha się w człowieku. Natomiast brak osobistej więzi z Nim powoduje ogromny głód duchowy, który przy okazji zakochania może przeniknąć i do tego stopnia wzmocnić tęsknotę skierowaną do człowieka, że spowoduje poważny kryzys powołania, z odejściem od kapłaństwa czy z zakonu włącznie.

 

Kwestia zbawienia

Chociaż każdy człowiek został odkupiony, nie będzie jednak automatycznie zbawiony. Miłość można przyjąć albo odrzucić. Poprzez akt odkupienia dana została człowiekowi wolność. Dar zakochania w sposób wyjątkowo wyraźny ukazuje dramat tego wyboru. Nie jest prawdą, że zakochanie to tylko sprawa uczuć. Zakochuje się cały człowiek – jego ciało, uczucia, rozum, a także wymiar duchowy. Zakochanie jest nade wszystko doświadczeniem duchowym. Poprzez nie Bóg pyta o stan mojej miłości do człowieka, ale również do Niego: „Szymonie, (...) czy kochasz Mnie?” (J 21,17). Odkąd Bóg stał się człowiekiem, doświadczenie miłości Boga przychodzi przez doświadczenie miłości człowieka: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). W każdym zakochaniu pozostaje zawsze jakiś brak, nienasycenie – jak miejsce przygotowane dla Boga. W każdym zakochaniu ukryte jest pytanie o miłość do Niego. Pragnienie tej miłości jest największym, najbardziej intymnym i najgłębszym pragnieniem człowieka. Doświadczenie mistyków jest tego dowodem. Poprzez ikonę ludzkich pragnień i potrzeb ta głęboka tęsknota może ukazać swój blask, podobnie jak niewyrażalna muzyka poprzez bliskość dźwięków instrumentów.

Kiedyś podczas wykładu na KUL-u ks. Józef Tischner przeczytał wiersz (modlitwę) Rainera Marii Rilkego z Księgi Godzin:

 

 Zgaś moje oczy: ja cię widzieć mogę,

zamknij mi uszy, a ja cię usłyszę,

nawet bez nóg znajdę do ciebie drogę,

i bez ust nawet zaklnę cię najciszej.

Ramiona odrąb mi, a ja cię obejmę

sercem mym, które będzie mym ramieniem,

serce zatrzymaj, będzie tętnił mózg,

a jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie,

ja ciebie na krwi mojej będę niósł.

 

Jeden z obecnych wówczas studentów zapytał: „A gdyby się okazało, że ten wiersz to erotyk?”. Ks. Tischner odpowiedział: „I co z tego?”.

Człowiek modli się do Boga, patrząc na ludzkie oblicze Chrystusa. Zakochanie otwiera na człowieka i na Boga. Autor Pieśni nad pieśniami, Jan od Krzyża, Teresa z Avila używają języka ludzi zakochanych, aby wyrazić swoją miłość do Boga.

Dramat wyboru, jaki przynosi zakochanie, uobecnia się pomiędzy zbawczym wypełnieniem a tragicznym odrzuceniem miłości. Zakres nieobliczalności zakochanego rozciąga się pomiędzy piekłem a niebem. Miłość Boga jest również nieobliczalna. Granice tej nieobliczalności jednak nie przekraczają granic Jego miłości. To ona ciągle zaskakuje swoją świeżością, nowoczesnością i zmysłem realności, kreatywnością i spontanicznością. Jest nieobliczalnie twórcza i piękna. Zstąpiła nawet do piekieł i przeszła dalej, aby pokazać, że jej nieobliczalna potęga jest nieporównywalnie większa od nieobliczalności zła.

Poprzez wydarzenie zakochania ta miłość puka do ludzkich drzwi – jest jak głos wołający Odyseusza do dalekiej podróży. Niech Bóg da nam umiejętność wielkich żeglarzy, którzy nie pogubią się na morzu miłości i dopłyną do celu. Miłość bowiem jest jak morze albo jak ogień, którym można rozjaśnić ciemność, ogrzać zmarznięte dłonie, przygotować posiłek. Można też, tym samym ogniem nieumiejętnie potraktowanym, zniszczyć, spalić komuś i sobie życie. Pociesza nas fakt, że Ten, który puka, pozostaje jako Nauczyciel i Droga, a wraz z Nim pozostają święci na czele z Maryją i św. Walentym – patronem zakochanych. A temu, kto ciągle, z przejmującym uporem, uważa, że kto kocha Jezusa, nie może się już zakochać, warto poradzić, by przynajmniej nieco ciszej wypowiadał słowa z Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Maryi: „Słudzy Twoi zakochali się bardzo w Tobie”.

 

 

Ks. Krzysztof Grzywocz (ur. 1962), teolog, rekolekcjonista, ojciec duchowny w Wyższym Seminarium Duchownym w Opolu i wykładowca na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego.

 

Link do Wydawnictwa Pastores

Link do Wydawnictwa Bernardinum

Bądźmy w kontakcie!


Zdjęcia, nagrania, wspomnienia
prosimy przesyłać na poniższy adres mailowy.
Większe pliki można przekazywać za pomocą Wetransfer.com, Google Drive lub Dropbox.

Celem nawiązania kontaktu
prosimy o podanie imienia, nazwiska, numeru telefonu (lub adresu e-mail).

Zastrzegamy sobie prawa skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

+48 509 987 382
osoba odpowiedzialna
dr Ryszard Paluch

 

Wszelkie prawa do zawartych na stronie materiałów (utwory tekstowe, audio, foto, wideo i inne) są zastrzeżone i objęte prawem autorskim. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości serwisu internetowego www.kskrzysztofgrzywocz.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż, wykorzystanie do publicznego odtwarzania (całości lub fragmentów utworów) są - bez uprzedniej pisemnej zgody administratora - zabronione i mogą stanowić naruszenie ustawodawstwa o prawie autorskim.